Szala odwiecznej walki o przetrwanie jest zmienna i waha się jak waga sprawiedliwości. Moja przechyliła się na złość przeciwko mnie i zostałam przeciążona przez truciznę wstrzykniętą w moje żyły. Od początku byłam zwierzyną łowną, lecz myślałam, że jestem dość zwinną gazelą, by wydostać się z sideł goniącego mnie zbrodniarskiego gonu. Nie pierwszy i nie ostatni raz pomyliłam się w swoich obliczeniach.
Przebudziłam się w pomieszczeniu powiewającym chłodem z każdej strony, byłam cała obolała. Nie wiem czy to przez obrażenia czy przez to jak bardzo twardy był materac. Mój kark zesztywniał, cała się trzęsłam. Musiałam jak najszybciej się wydostać z tego pomieszczenia przypominającego więzienną klitkę. Niespecjalnie interesowała mnie zawartość mebli, gdyż od razu zauważyłam, że drzwi są lekko uchylone. Bez najmniejszego namysłu ruszyłam w ich stronę. O dziwo nikt ich nie pilnował, co wprowadzało mnie w wielką konsternację. Uciekłam czy nadal trwam w pułapce?
Korytarz, którym się kierowałam, a szłam po prostu przed siebie, był pusty. Gdzieniegdzie światło wpadało przez otwarte okna, które niestety były zakratowane. Bardzo przyjemne miejsce. Na skrętach dymiły się staromodne pochodnie. Te jeszcze palące się wskazywały na to, że jeszcze niedawno przechodził tędy ktoś. Zatem podążałam szlakiem palących się palików. Do wyjścia mnie to nie powiodło, lecz zaczęłam słyszeć głosy w oddali, i nie zwariowałam od szoku, naprawdę je słyszałam. Również kroki i stukanie narzędziami o kamień. Głosy przerodziły się w śpiewy, a chód stał się energiczniejszy. Idąc dalej tą drogą napotkałam ledwo domknięte drzwi. To zza nich pochodziły dźwięki, które słyszałam.
Ciekawość wzięła górę i zajrzałam za nie. Jakoś poprzednia przygoda nie nauczyła mnie ostrożności i niewpychania się tam, gdzie mnie nie trzeba. To, co ujrzałam, obeszło wszystkie moje oczekiwania. Kapłani w kółku, a pośrodku leżeli ci, którzy mnie gonili. Ich stan nie mówił nic dobrego o ich witalności. Krwawili z nadgarstków, a życie z nich ulatywało. Spoglądali na sufit rybimi oczami.
Gdy tak się w nich wpatrywałam, niespostrzeżenie złapałam wzrokowy kontakt z mężczyzną najwyższym w kręgu. To był księżulek! Muszę przyznać, że wyglądał imponująco... i zarazem strasznie. Jak z okładek Seksownego Egzorcysty. Rany boskie, gdyby nie ta sytuacja... On ze stoickim spokojem odwrócił się ode mnie i kontynuował. Cała krew ze zbirów spłynęła do jednego dzbanka. Drugi kark, stojący obok księdza, gdy widział, że już się przelewa, wziął go do ręki. Idąc ze wskazówkami zegara, każdemu w kręgu rysował krwią krzyże na czole. Do tego maczał w niej opłatek i rozdawał im. Na ich miejscu bym się tylko modliła, by ci ofiarowani nie mieli jakichś syfów.
Kiedy wypowiadali przy tym kolejne formuły modlitwy, byli tak głośno, że nie usłyszałam gościa stojącego za mną. Dopiero gdy mną szarpnął i obrócił twarzą w swoją stronę, zauważyłam jego obecność. Szturchnął mną umyślnie o drzwi.
- Nie powinno cię tu być. Jak tu weszłaś, grzesznico? - syknął facet w sułtanie w kolorze brązu, przepasanej sznurem.
- J-ja... sama nie wiem. Zgubiłam się!
- Kłamiesz! Nikt nie ma tu wstępu. Za niegodne próby włamania się do tego świętego przybytku musisz zostać ukarana, demonie!
Pchnął mnie mocniej na drzwi, przez co one się otworzyły z hukiem. Od razu upadłam na podłogę. Skuliłam się w sobie i odczołgałam od napastnika, który chciał mnie pochwycić, a chwilę później uderzyć. Jego karcąca ręka zawisła nade mną, gdy poczułam niespodziewanie paraliżujące uczucie spadania. Ja się ześlizgiwałam w głąb wypełnienia z dziurą po kielichu, ziejącą pustką. Tarzałam się w resztkach krwi, a księża w kręgu tylko z osłupieniem się na mnie patrzyli. Ten atakujący mnie został zatrzymany przez księdza, dzięki któremu tu mogę być i dzięki któremu w sumie żyję.
- Pomóż mi! - jęknęłam żałośnie, niczym dziecko, co mi się niechcianie wyrwało z ust - Co tu się do cholery dzieje?! - starałam się wstać i wyjść z kręgu.
<Aaron? Wybacz księżulku za czekanie. Oraz że tak mało. Zawsze jak coś piszę to mi się nagle coś pierdoli.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz