niedziela, 26 grudnia 2021

Eventy

 Event gwiazdkowy od Ruby


Ulice gorały od świątecznych światełek, na ulicę wyszły tłumy, wszędzie były rozwieszone dekoracje, a to wszystko przywdziane było pod świąteczny, komercyjny płaszczyk czerwono-białego Mikołaja i puchatych reniferków. Oczopląsu można było dostać od chaotycznej kolorystki mającej na celu fałszywie zbudzić w przechodniach atmosferę świąt. A prawdziwej atmosfery już nie ma, umarła. Jest tylko raz do roku ułomnie wskrzeszana przez właścicieli sklepów, marek i wszystkiego innego, co da się sprzedać. Zwykły zmodenizowany człowiek sam z siebie nie przypomni sobie, kiedy zaczynają się święta, a przynajmniej nie przypomni sobie dla innej sprawy niż kupowanie i dostawanie prezentów. Wiem, zaczęłam od razu z grubej rury marudzić i wylewać całe szambo na kilka dni w roku. Mam swoje powody i wytłumaczenia. 
W ciągu pierwszych dni świąt miałam mnóstwo czasu, by zastanowić się nad ich sensem, genezą i jaka pewnie będzie ich przyszłość. Miałam ten czas w ogromnych kolejkach przy kasie, gdyż ludzie jak zwykle w ostatni dzień obudzili się, że trzeba kupić prezenty i składniki do przygotowywania potraw. Miałam ten czas, przepychając się wśród ludzi, ponieważ nagle na najczęściej uczęszczanej ulicy ktoś postawił świąteczne stragany z "ciasteczkami domowej roboty" sprzedawane od razu w plastikowych opakowaniach, i to dwukrotnie droższe niż w sklepie. Miałam ten czas, czekając na spóźniony transport publiczny, gdyż albo był po brzegi zapełniony, albo stał w korku, albo zderzył się z jakimś idiotą pędzącym na łeb na szyję by zdążyć na wigilijną kolację. Krótko mówiąc wiem o czym mówię i jestem stanowczo za swoim słowem.

A dzisiaj czemu wśród ludzi
Tyle łez, jęków, katuszy?
Bo nie ma miejsca dla Ciebie
W niejednej człowieczej duszy

To wszystko już dawno pomarło. Powtarzam się, ale muszę to podkreślić. Od kiedy świat przejęła globalna komercjalizacja i nadmierny konsumpcjonizm, niezauważalnie i nieodwracalnie firmy zaczęły dopasowywać nasze nawyki, style życia, ważne wydarzenia. Tak z grudnia zrobili sobie złotą świnkę skarbonkę. Pierw stopniowo wymazują treści, które się nie sprzedają, jak na przykład osiąganie szczęścia poprzez samo bycie w gronie z bliskimi. Potem wyduszają z nas kasę na prezenty, których większość z nich nie będzie potrzebna do codziennego życia ani nawet nie osiągnie wartości sentymentalnej. Nie to co kiedyś, kiedy wigilia to był czas głównie dla bliskości, a prezenty były przemyślane i z serca. Cóż, człowiek z natury jest leniwy, więc idzie za wytyczonym schematem, schematem uproszczonym z roku na rok. Dziś nikt nie śpiewa "Hejże ino dyna dyna, narodził się Bóg-dziecina", bo nikt nie pokazał jak. Za lat 50 nikt zapewne nie będzie pamiętał, że się kolędowało. Za to święta obrzydzać nam będą popkulturowe dżingle puszczane na okrągło w każdej stacji radiowej.
I tak oto zakończę mój wylewny strumień świadomości na muzyce, gdyż siedząc przy budce z kawą, krew mnie zalała. Kolejna gwiazdeczka śpiewała o wesołych świętach. Jej z pewnością będą wesołe, gdy zobaczy kasę na swoim koncie pod koniec grudnia.

Zaczęłam się przepychać wzdłuż wcześniej wspomnianych drewnianych straganików. Teraz mogę wydawać się hipokrytką, zważywszy na moją poprzednią opinię na ich temat, ale wyszłam z domu, ponieważ chciałam poczuć choć namiastkę ciepła. U mnie wieje chłodem, tutaj w sumie też, choć mniej.
Podążając ulicą dziwiłam się jak wielu odważyło się wyjść z na zewnątrz w przepełnione tłumy. Podobno jesteśmy w stanie wojny. Pytanie tylko jakiej wojny? Nie chcę zaprzeczyć, że jej nie ma, tylko podważam jej sens. Ta wojna zaczęła się już dawno, nikt nie pamięta nawet dlaczego. Podejrzewam, że jakiś ważny anioł powiedział jakiemuś ważnemu demonowi, by nie brał kąpieli w siarce, bo strasznie śmierdzi. A ten mu odpowiedział, że ładniej pachnie niż on, anioł, wygląda. Konflikt o bezsens.
Ta wojna była u schyłku teoretycznego rozejmu, gdyby ktoś nie dodał swoich trzech groszy. A tak dla ścisłości dwóch, gdyż do wzajemnego mordobicia dołączyły nowe rasy, które dotąd siedziały pod kamieniem. I teraz w powietrzu czuć napięcie, w wiadomością szczują możliwymi atakami na cywili. Podejrzewam, że i tak nic się nie stanie w święta, póki czyjeś kieszenie są puste, ale kto wie. Może, stojąc tu, gdzie stoję, będę zaraz świadkiem makabrycznego wydarzenia.

Przepchnąwszy się przez tłum, przystanęłam pod sklepową witryną, by w spokoju dopić kawę. To był sklep z bielizną, oczywiście w stylu gwiazdkowym. Gwiazdor świecił na sutkach i kroku sklepowego manekina. Oj Mikołaju, w tym roku byłam niegrzeczna. Nie przynoś mi takiego prezentu. Daj za to Jezuskowi coś na bóle, bo się pewnie w grobie przekręca.
Jeżeli mam wierzyć plotkom, jest jeszcze jeden szczególny powód dlaczego są takie tłumy na ulicach. Jeśli dobrze słyszałam, na ziemię wstąpił anioł gotowy spełnić marzenia tych, którzy znajdą zaproszenia do niego. (Bzdura. Kiedyś był taki anioł, a my go zabiliśmy.) Dalej przestałam słuchać, ponieważ nie wierzę już w bajki i legendy bez pokrycia. Jestem pewna, że to po prostu kolejny chwyt reklamowy. Panno przenajświętsza w bieliźnie z reniferów, wskaż im drogę do anioła.
Opróżniłam kawę i wyrzuciłam kubek do śmieci. Nienasycona wróciłam do stoiska zamówić kolejną. Doczekawszy się w kolejce na moją kolej, wyłożyłam wyliczone miedziaki na ladę.
- Jedno latte dyniowe poproszę.
Ekspedientka uśmiechnęła się do mnie, z wyuczonej życzliwości wobec mnie jako klienta.
- Proszę wziąć pieniądze. Druga kawa jest na koszt firmy.
- A to z jakiej beczki? Nic takiego nie jest tu nigdzie napisane.
- Bo to niepiśmienne dzielenie się magią świąt. Małymi gestami ją rozsiewamy.
Bez słowa wzięłam moje pieniądze z powrotem. Pewnie myślała, że jestem biedna i się nade mną zlitowała. Wzięłam kawę i wyniosłam się stamtąd przed oceniającym wzrokiem ludzi za mną. Wydało mi się to nieco podejrzane, dlatego doniosłam ciecz bogów do swojego szarego domu i tam ją wypiłam. W smaku niespecjalnie różniła się. Nie czułam też niepożądanych substancji. Odniosłam opróżniony kubek do śmietnika, znajdującego się pod zlewem pełnym zabrudzonych naczyń, gdyż jest to dobre miejsce do ukrywania swoich brudów. Plastikowa pokrywka do plastiku, kokosowa rurka (kolejny wymysł chamów chcących by twoja rurka stała się miękką ciapą) do biodegradacji, kartonowy kubek i etykieta do kartonu. Wtem zauważyłam na wnętrzu etykiety, iż coś jest do niej przyklejone. Z pewnością było to coś osobnego, gdyż miało odblaskowy kolor. Przejrzałam etykietę czy jest na niej coś jeszcze. Nie, tylko ten odblaskowy listek. Włączyłam lampkę, by lepiej się mu przyjrzeć. I w mroku pojawiło się światło.

*****

24 grudnia, ta noc była inna niż w poprzednich latach. Zamiast ululać się płaczem do snu na pusty żołądek, zajadłam się do pełna ciasteczkami popijanymi mlekiem i rozmyślałam co począć. Złoty bilet dalej jaśniał mi przed oczami i mamił mnie. Miałam wątpliwości co do jego autentyczności, gdyż wciąż wierzyłam, że to chwyt marketingowy. W sensie, pójdę w miejsce wyznaczone na nim, czyli stację kolejową, a tam okaże się, że to jakiś sklep, bądź co gorsza dający złudną nadzieję konkurs. Chociaż... gdyby to była taka akcja promocyjna, na bilecie nie widniałyby moje imię i nazwisko, oraz inicjały. Wygląda jakby była zrobiona specjalnie dla mnie.

*****

Rayiot. Znalazłam się w ogromnym, kamiennym holu stacji pociągowej. Stojąc w oczekiwaniu na swoją kolei, przeglądałam tablicę z odjazdami. Wedle rozkładu, pociąg do Kitan jeździ co godzinę, w weekendy nawet rzadziej, a to tam właśnie muszę się dostać. Ciekawe co takiego specjalnego jest w zapomnianym przez Boga mieście robotników, i dlaczego wybrano akurat to miasto. Niczym specjalnie się nie szczyci, oprócz kopalni z niewolniczą przeszłością (acz niewolnikami byli więźniowie, więc to była dla nich taka jakby resocjalizacja). Gdy wreszcie doszłam do kasjera, przekazałam mu dyskretnie bilet przez okienko.
- Poproszę aby mi pan skasował ten bilet, nie niszcząc go. Zapewne musi być cały.
Facet z okienka spojrzał na mnie z ukosa, po czym przeniósł wzrok na złotą przejazdówkę. Jego oczy natychmiast zalśniły.
- Och, słyszałem o tym. Robicie się coraz bardziej kreatywni.
- Co chce pan przez to powiedzieć?
- Mnóstwo ludzi wzięło sobie tą plotkę jako dobry sposób na dostawanie darmowych rzeczy. A ja już kilka takich biletów tu widziałem, i każdy był falsyfikatem, choć przyznam, że ten jest nawet bardzo ładny. Ładna czcionka. Niestety muszę go skonfiskować.
Nim kasjer wysunął swe ręce po to, co moje, szybko wzięłam go z powrotem. Koniuszkami palców go złapał i uparcie nie chciał puścić. Równomiernie jak jego palce bielały, jego twarz nabierała czerwonego koloru. W końcu puścił, a ja odsunęłam się od kasy.
- Ochrona! Próba oszustwa! - zawył.
Natychmiastowo wycofałam się od jego stanowiska. Pobiegłam w stronę peronów, na których stały jeszcze pociągi. Umknęłam ochronię w samą chwilę gdy drzwi pociągu, do którego wskoczyłam, natychmiast się zamknęły i pojazd ruszył. Zamknęły i pojazd ruszył. Cholera, zaklęłam, ja nawet nie wiedziałam dokąd on jedzie. Chwilę potem interkom mi wyjaśnił.
"Witamy w Mundi Intercity. Celem podróży: Penhan. Następna stacja: Aalvi-Un. Życzymy miłej podróży."
Cholerka do kwadratu. To w przeciwną stronę niż muszę się dostać. Ja spakowałam się na mroźną zimę, a nie na plażę i słońce!

*****

Po wyjściu na pierwszej najbliższej stacji i sprawdzeniu odjazdów do Kitan, zostało mi dwie godziny czekania na stacji. I akurat się myliłam. Otwarte wody i bezdrzewne plaże dają taki sam ziąb co śnieg w zimę. Tyle, że tu nie ma śniegu, za to są porywiste wiatry. Porywiste jak moje skoki z tyczką na słońce. Dlaczego ja się w sumie w to wpakowałam? Zobaczyłam złoty bilet z moim imieniem i nazwiskiem, właśnie czekam na pociąg do miejsca jego przeznaczenia, a dalej nic nie wiem. Nie ma dalszych wskazówek. I dotąd dotarłam do złych miejsc, w których nie chciałam być.
Wyjęłam bilet zza pazuchy i się mu przyjrzałam.
A jeśli to czyiś żart? Ale nie wiem czy byłby wtedy tak sprecyzowany. Może przyjaciele chcą mnie wykiwać? Jaki byłby ich cel w tym? Nie widzieliśmy się od tygodni i nikomu z nich nie mówiłam o moich przemyśleniach na temat tejże "plotki".
Wyrwałam się z letargu myśli gdy wiatr nagle wyrwał mi z rąk złotą kartkę. Nie siedziałam i nie przyglądałam się biernie jak odlatuje, tylko od razu popędziłam za nią. Pół peronu przebiegłam i poślizgnęłam się na lodzie. Dalej widziałam tylko jak moja przepustka szybuje na kolejne perony, a potem przekracza mur i znika za nim. Tę sytuację, oprócz żałosnego jęku, mogłam wyartykułować tylko jednym słowem. Porażka.

*****

Za ostatnie pieniądze zakupiłam bilet powrotny do Rayiot. Czekałam godzinę na stacji i kolejną godzinę by wreszcie dotrzeć. Tak tego nie odczułam, gdyż czas jak obrazy za oknem przemijał dla mnie z zawrotną prędkością. Byłam wypompowana jak sflaczały balon bez powietrza. Poczułam jak los sobie ze mnie pogrywa, pewnie zbija przednie boki. Z bezsilności nie byłam w stanie dotrzeć na własnych nogach dalej niż wyjście ze stacji. Przysiadłam pod murem, kuląc kolana do siebie. Moją skromną walizkę postawiłam obok siebie.
Podszedł do mnie brodaty żul ze swoim dorobkiem na kółkach. Spojrzał na mnie, a ja udawałam, że go nie widzę, że myślę nad czymś intensywnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał niechybnie poruszony.
Zgarnęłam głowę, by mu spojrzeć w oczy. Starałam się nie wylać w swych słowach za dużo uczuć.
- Tak, a o co chodzi?
- Siedzi pani tu już tak od godziny. Nie jest pani zimno?
- Mam ciepłą kurtkę na sobie.
- Ale są święta. Nie powinna pani siedzieć w domu, z rodziną?
- O to samo mogłabym pana spytać.
- Po co być takim niemiłym? Tylko pytałem z troski o drugiego człowieka.
- Przepraszam, ma pan rację. Po prostu to nie był mój dzień i teraz się wyżywam...
- Przyzwyczaić się idzie, u mnie ciągle się coś nie udaje.
Pan żul bez pytania przysiadł się do mnie. W sumie jeśli to ma mi jakoś pomóc przetrawić w sobie smak porażki, to jego towarzystwo mi nie przeszkadza.
- Czy zna pan to uczucie, gdy miał pan coś na wyciągnięcie ręki, by potem to w jednym momencie stracić? - spojrzałam tępo w dal.
Siwobrody się zadumał, wcale nie czuć było od niego alkoholem, jedynie biedotą.
- Znam, lecz wtedy nie rozpaczam nad tym jakbym to miał. Jeśli czegoś nie miałem, to nieważne czy mogłem to mieć czy nie. Nie czuję smutku po tym. A co to było, jeśli mogę spytać?
- To było coś, w co na początku nie wierzyłam. Potem uwierzyłam, bo dało mi nadzieję, i szybko zniknęło.
- A więc tak... Skoro uwierzyłaś, że coś może spełnić twoje marzenia, to znaczy, że ta wiara jest w tobie. Nie jesteś już zależna od rzeczy materialnych.
- Ale ja... - zająkałam się - Nie mówiłam nic o życzeniach.
Obróciłam się w stronę menela, lecz jego już nie było. Jego rzeczy i woni też nie. W jego miejscu stał kubek zwykłej kawy, i moje osłupione odbicie w niej.

Dzieci, nie bierzcie nic bez skonsultowania się z lekarzem lub farmaceutą.

<Kto powiedział, że musi się skończyć happy-endem? :v >

niedziela, 28 listopada 2021

Konfesjonał grzechu (od Ruby do Aarona)

Szala odwiecznej walki o przetrwanie jest zmienna i waha się jak waga sprawiedliwości. Moja przechyliła się na złość przeciwko mnie i zostałam przeciążona przez truciznę wstrzykniętą w moje żyły. Od początku byłam zwierzyną łowną, lecz myślałam, że jestem dość zwinną gazelą, by wydostać się z sideł goniącego mnie zbrodniarskiego gonu. Nie pierwszy i nie ostatni raz pomyliłam się w swoich obliczeniach.
Przebudziłam się w pomieszczeniu powiewającym chłodem z każdej strony, byłam cała obolała. Nie wiem czy to przez obrażenia czy przez to jak bardzo twardy był materac. Mój kark zesztywniał, cała się trzęsłam. Musiałam jak najszybciej się wydostać z tego pomieszczenia przypominającego więzienną klitkę. Niespecjalnie interesowała mnie zawartość mebli, gdyż od razu zauważyłam, że drzwi są lekko uchylone. Bez najmniejszego namysłu ruszyłam w ich stronę. O dziwo nikt ich nie pilnował, co wprowadzało mnie w wielką konsternację. Uciekłam czy nadal trwam w pułapce?
Korytarz, którym się kierowałam, a szłam po prostu przed siebie, był pusty. Gdzieniegdzie światło wpadało przez otwarte okna, które niestety były zakratowane. Bardzo przyjemne miejsce. Na skrętach dymiły się staromodne pochodnie. Te jeszcze palące się wskazywały na to, że jeszcze niedawno przechodził tędy ktoś. Zatem podążałam szlakiem palących się palików. Do wyjścia mnie to nie powiodło, lecz zaczęłam słyszeć głosy w oddali, i nie zwariowałam od szoku, naprawdę je słyszałam. Również kroki i stukanie narzędziami o kamień. Głosy przerodziły się w śpiewy, a chód stał się energiczniejszy. Idąc dalej tą drogą napotkałam ledwo domknięte drzwi. To zza nich pochodziły dźwięki, które słyszałam.
Ciekawość wzięła górę i zajrzałam za nie. Jakoś poprzednia przygoda nie nauczyła mnie ostrożności i niewpychania się tam, gdzie mnie nie trzeba. To, co ujrzałam, obeszło wszystkie moje oczekiwania. Kapłani w kółku, a pośrodku leżeli ci, którzy mnie gonili. Ich stan nie mówił nic dobrego o ich witalności. Krwawili z nadgarstków, a życie z nich ulatywało. Spoglądali na sufit rybimi oczami.
Gdy tak się w nich wpatrywałam, niespostrzeżenie złapałam wzrokowy kontakt z mężczyzną najwyższym w kręgu. To był księżulek! Muszę przyznać, że wyglądał imponująco... i zarazem strasznie. Jak z okładek Seksownego Egzorcysty. Rany boskie, gdyby nie ta sytuacja... On ze stoickim spokojem odwrócił się ode mnie i kontynuował. Cała krew ze zbirów spłynęła do jednego dzbanka. Drugi kark, stojący obok księdza, gdy widział, że już się przelewa, wziął go do ręki. Idąc ze wskazówkami zegara, każdemu w kręgu rysował krwią krzyże na czole. Do tego maczał w niej opłatek i rozdawał im. Na ich miejscu bym się tylko modliła, by ci ofiarowani nie mieli jakichś syfów. 
Kiedy wypowiadali przy tym kolejne formuły modlitwy, byli tak głośno, że nie usłyszałam gościa stojącego za mną. Dopiero gdy mną szarpnął i obrócił twarzą w swoją stronę, zauważyłam jego obecność. Szturchnął mną umyślnie o drzwi.
- Nie powinno cię tu być. Jak tu weszłaś, grzesznico? - syknął facet w sułtanie w kolorze brązu, przepasanej sznurem.
- J-ja... sama nie wiem. Zgubiłam się!
- Kłamiesz! Nikt nie ma tu wstępu. Za niegodne próby włamania się do tego świętego przybytku musisz zostać ukarana, demonie!
Pchnął mnie mocniej na drzwi, przez co one się otworzyły z hukiem. Od razu upadłam na podłogę. Skuliłam się w sobie i odczołgałam od napastnika, który chciał mnie pochwycić, a chwilę później uderzyć. Jego karcąca ręka zawisła nade mną, gdy poczułam niespodziewanie paraliżujące uczucie spadania. Ja się ześlizgiwałam w głąb wypełnienia z dziurą po kielichu, ziejącą pustką. Tarzałam się w resztkach krwi, a księża w kręgu tylko z osłupieniem się na mnie patrzyli. Ten atakujący mnie został zatrzymany przez księdza, dzięki któremu tu mogę być i dzięki któremu w sumie żyję.
- Pomóż mi! - jęknęłam żałośnie, niczym dziecko, co mi się niechcianie wyrwało z ust - Co tu się do cholery dzieje?! - starałam się wstać i wyjść z kręgu.

<Aaron? Wybacz księżulku za czekanie. Oraz że tak mało. Zawsze jak coś piszę to mi się nagle coś pierdoli.>

sobota, 13 listopada 2021

Ruby Wade

 | Tytuł |

Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.

| Art |

https://cdni.rbth.com/rbthmedia/images/2019.06/original/5d03a2d385600a4ecc29dc2d.jpg

| Inne Arty |

Wcielenie Salome

https://images.fineartamerica.com/images-medium-large-5/salome-dancing-elegantly-before-herod-mary-evans-picture-library.jpg

https://images.fineartamerica.com/images-medium-large-5/dance-of-salome-pg-reproductions.jpg


Inne: 

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhuUd97XSfjMykeqkDKcKS1Ny-Ak10DSJ3kNwKL-ynnHokPmC0FMQx0ZCyKLYNgLMV2YX-7vzaXZokxrNzQLxk8bNMtTt6xuE0y4Bf3EgJTfsk0dCLyRTsEfeK097xaMD17iAUhfaEdRU/s1600/ilya-kuvshinov-illustration5.jpg

https://cdnb.artstation.com/p/assets/images/images/007/157/409/large/ilya-kuvshinov-gloves.jpg?1504093018

https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn%3AANd9GcROTk9CgdyjwCDYLStg8lDogm9xBLGmHob66Q&usqp=CAU


| Autor Zdjęć |

Gustave Moreau, Leopold Schmutzler, Ilya Krushnov

| Głos |

Serie Opera III - SALOME

| Pochodzenie |

W sensie jej miejsce urodzenia? Nie, ona nietutejsza. Dokładniej nie pamięta skąd pochodzi, jeśli mowa o jej pierwszym miejscu narodzin. Jeśli mowa o jej najbliższych ponownych narodzinach, to to owszem pamięta. Pochodzi z zielonej krainy lasów i jezior. Zimy były tam srogie, temperatury przez 8 miesięcy w roku nie przekraczały 20 stopni. Ale lata, to było coś! Rano pływanie w jeziorze, popołudniu wygrzewanie się na słońcu, wieczorem słuchanie świerszczy. I to wszystko pod wierną osłoną koron drzew, które były wszędzie. Ale obecnie to miejsce nie istnieje. Cały teren został zrównany z ziemią i zalany betonem. Pojawiły się budowle wyższe od drzew, betonowy krajobraz zastąpił jezioro.

| Zamieszkanie |

Zamieszkuje slumsy w dystrykcie środkowym, ale ma wielkie nadzieje kiedyś wydostać się stamtąd. No może na początku chciałaby zdobyć wiedzę, pieniądze, a potem przenieść się do strzeżonej dzielnicy Nova, potem zrobić karierę w Rayiot, a następnie przenieść się na inny dystrykt... Ale na razie jej marzenia wybiegają na to, by przeżyć następny dzień.

| Prowadzący |

Gejsza. (Howrse, z kropką) Gejsza lub Gejjsza na discordzie

| Tożsamość |

Ruby Wade (ze strony ojca) lub Jeffrey (ze strony matki)

| Pseudonim |

Ru w pośpiechu. Rubinka dla bliskich. Sroka tak ogólnie, ponieważ ma oko do znajdywania błyskotek. Noel jako pseudonim podczas "pracy".

| Wiek i Płeć |

Kobieta, która tym wcieleniu ma już z 20 lat, chociaż wygląda na 16. To pewnie przez niecałe 155 cm wzrostu. Urodzona 21 grudnia. Gdyby zliczyć jej wszystkie wcielenia, miałaby z 2100 lat.

| Miłość |

Bi powiedzmy. Wolna, ponieważ trochę się boi zaangażować w związek.

| Rasa |

Nephalem upadłej anielicy (75%) i demona inkuba (25%). Przez tą mieszankę dobro i zło trzyma się w jej krwi na poziomie 50 na 50.

| Podtyp / Chór |

Jak już wyżej wspomniałam, ma w sobie krew inkuba. Jej matka upadła, prawdopodobnie była z trzeciego chóru archaniołów.

| Rola |

Ruby teoretycznie chodzi do szkoły kulinarnej, chociaż kiepsko przyswaja wiedzę stamtąd. Dorabia dorywczo na nockach sprzedając w klubach anielsko-demoniczny pył...

| Aparycja |

Ruby to krasnal o wzroście 155 cm. Ma krótkie kruczoczarne włosy do uszu, które kontrastują z jej bladą cerą lalki porcelanowej. Jest blada jak ściana i koścista, chociaż nie brak jej sił witalnych. Bywa, że staje się małym diabłem tasmańskim. (Uwaga: sił witalnych nie mylić ze zwykłą siłą. Jej chude ramiona nie uniosą nawet 10 kilo, lecz potrafi przebiec maraton.) To niepozorne u niej, ponieważ ma bardzo łagodne i dziecięce rysy twarzy, które mylą co do jej charakteru.

Jej oczy są... jasne. Czasami wydają się być zielone, czasami niebieskie, a nawet i szare. To zależy od otaczającego światła i samopoczucia dziewczyny, bowiem kiedy jesteśmy smutni nasze oczy przygasają. Ma wieczne cienie pod oczami.

Jeśli chodzi o jej resztę ciała, to niechętnie je obnaża całkiem do naga. Życie nie było dla niej życzliwe, przez co prawie wszędzie ma różnego rodzaju blizny. To jej największy kompleks. Te skazy nie pozwalają jej eksponować idealnie zbilansowanego ciała; małe, ale zgrabne piersi, naturalne wcięcie w talii, zaokrąglone poprzez mięśnie pośladki i uda. To wszystko waży 45 kilo i chodzi na chudziutkich nóżkach.

| Umiejętności |

Szybka i zwinna jak lis, ma bardzo wyczuloną czujność. Dzięki niej wyczuwa coś zanim to się stanie. Takie bardzo wielkie przeczucie.

| Przemiana |

Kiedy się przemienia, cierpi. Każdy gram ciała wysyła sygnały o rozdzierającym bólu. Jest tak, ponieważ wtedy z jej pleców wyrastają na siłę czarne skrzydła. Również jej szyja, ręce i nogi pokrywają się czarną smołą, którą tylko siebie brudzi. Jej nogi mogą przemienić się w koźle raciczki, jak u typowego fauna, a co za tym idzie może jej wyrosnąć ogon. Przemianę może nie zawsze kontrolować, bywa, że zwykły impuls ją do tego skłoni.

| Charakter |

Jej charakter to trudny orzech do zgryzienia. Gdyby światowej klasy znani psychiatrzy musieliby ją przebadać (co im się po dobroci nie uda), opadłyby im ręce i dla ułatwienia sobie sprawy stwierdziliby zaburzenia afektywne dwubiegunowe (bipolarność). Dziewczyna jest świadoma, że jest coś z nią nie tak, lecz nie pozwoli się tknąć żadnemu specjaliście przez niemiłe przeżycia związane z panami i paniami w białych kitlach... Poza tym nie lubi się przyznawać do błędów. We wszystkim u siebie je widzi i nie chce ludzi zanudzać o swoich problemach osobistych. Uważa, że nie warto, a zaraz potem pragnie zainteresowania innych jej problemami. Trudno ją zrozumieć...

Wracając do diagnozy, Ruby zachowuje się jak osoba bipolarna, z tym, że u niej huśtawki nastrojów następują dosłownie z chwili na chwilę, a nie z tygodni na tygodnie. W jednym momencie może zachowywać się zupełnie przeciwnie, i to w hiper maniakalnym znaczeniu. Z chichotki do smutaski. Z introwertyczki do ekstrawertyczki. Z cichej myszki do pyskatej jędzy. Wtedy radzę zabezpieczyć się w zatyczki do uszu, ponieważ słowa wypowiadane przez tą niewinną buzię nokautują po uszach. A jeśli sytuacja będzie naprawdę gorąca, szykujcie ochraniacze i niech ktoś dzwoni po pogotowie! Ona nie ma skrupułów (co do istot człekokształtnych oczywiście).

Mimo bycia zmienną jak jesienna pogoda, Rubinka jest lojalną osobą jeśli już pozwoli ci się poznać bliżej. A to też zależy od jej stanu: czy będzie akurat ufna i klejąca się jak kotek, czy zdystansowana i chłodna jak dziki zwierz. Pomimo tego Ru zawsze jest szczera do bólu i stara się być bądź udawać szczęśliwą.

Ruby myśli więcej niż mówi. Często przez to zarywa noce, ponieważ obmyśla różne wyimaginowane scenariusze (które i tak nigdy się nie zdarzą...). To coś, co każdemu się przytrafia. Ona jednak potrafi się zamknąć w swoim wyimaginowanym świecie i zatracić kontakt z prawdziwym światem na parę z dni. To świadczy o jej niezłamanej upartości i dążeniu do celu.

| Moc |

Jej jedyną na ten moment mocą jest przeistaczanie się w osoby, w jakich gustuje ktoś, kogo ona ma na celowniku, i pozyskiwanie z tej persony energii życiowej i nieco jego/jej mocy jeśli tylko złapie haczyk. Jak widać bycie w połowie sukkubem (żeńskim inkubusem) nadaje się nie tylko do uwodzenia. Czy to dobre, czy złe, sama nie wie. Nie zawsze używa tego w złych zamiarach.

Jeśli umrze, ma zdolność reinkarnacji w wybranej ciężarnej kobiecie. Tą "zdolność-dodatek" dostała jako prezent, ale stała się przekleństwem wiecznej męki na ziemi.

| Oręż |

Nosi przy sobie magiczny sztylet z czarnego obsydianu, lecz jest kompletnie bezużyteczny w jej rękach. Ona nie jest godna go używać. Nosi go jako pamiątkę po kimś bliskim kto był... Rękojeść jest zrobiona z białej kości. Wygrawerowana jest na niej scena sądu ostatecznego nad kimś: po prawej niebo i aniołek, po lewej piekło i diabełkeł, a pośrodku taka waga z piórkiem i sercem ("Jeśli twoje serce jest cięższe niż piórko, idziesz do piekła. Jeśli nie, idziesz do nieba.)

Tam, gdzie taszka, jelec i nasada jest umieszczony kamień. On może zmieniać barwy, ale neutralnie jest śnieżnobiały. U Ruby jest on czarny jak obsydian. Jakby trafił do właściciela, albo kogoś komu sztylet 'zaufa', no to nie wiem chyba się będzie świecił jak tęcza. Tego jeszcze nie obmyśliłam.

Na głowni przy liniach zbrocza biegnie taka cieniutka wklęsła linia do tego kamyczka. I tak jakby ktoś go używał, to przez tą linię komora kamyka napełnia się krwią przeciwnika. No i jak jest pełna, a kamyk czerwony, to aktywuje się specjalne kombo damage jak w grach.

| Rodzina |

Jej obecne wcielenie zaczęło się tak... Jej matka spadła z niebios i naraziła się pewnemu inkubowi, który za karę ją zgwałcił. Z tego czynu narodził się brat Ruby- Anioł (czyż nie ironiczne imię jak na pół demona?). Matka była chora psychicznie i znęcała się nad nim cieleśnie. Ale czemu o tym mówię? Otóż dlatego, że z tego karcenia urodziło się dwoje kazirodczych dzieci - chłopczyk Zico, a 8 lat później Ruby. Chore? Tak. Na szczęście Anioł uwolnił się z sideł potwory i założył własną rodzinę. Po paru latach przygarnął do siebie Ruby, chociażby ze współczucia, ale nigdy nie był dla niej jak ojciec. Jego dzieci stały się jej nowym rodzeństwem, a ich mama jej macochą. Mimo to wie, że nie pasuje kompletnie w ten obrazek rodziny.

Jeśli zliczyć też rodziny z jej poprzednich żyć, to okazałoby się, że z co dwudziestą osobą byłaby spokrewniona. Być może gdzieś na świecie chodzą jej praprapra....wnuki.

| Życiorys |

Historię powstania Ruby już znacie, jeśli chodzi o teraźniejsze drzewo genealogiczne. Teraz będzie nieco lżej, więc nie uciekajcie. Tutaj będzie krótko. Pierwsze wcielenie to to, które zapamiętała na zawsze. Było to mniej więcej 14 lat po narodzinach Chrystusa, kiedy przyszła na świat. Żyła jako córka króla Heroda III i królowej Herodiady. Tak się stało, że suma sum arum wychował ją inny Herod, Herod Antypas. Była jego ulubienicą i wielbił patrzeć jak tańczy. Jej matka wykorzystywała tę słabość i namawiała Ruby do tańca w zamian za jej (matki) zachcianki. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Stały się rzeczy, które Ruby wolałaby wymazać z historii. Nie było już odwrotu i nie mogła niczego odczynić. Potem próbując znaleźć sobie miejsce w nowej rzeczywistości natrafiła na nieskazitelnego upadłego... Jak dotąd nienawidziła Boga, obwiniała go za wszystkie swe krzywdy. Lecz ten anioł, który stał się dla niej mentorem i inspiracją do poprawy, naprowadził ją na ścieżkę przebaczenia i dobra. Był dla niej jak ojciec. Cóż, był. Wszystko co dobre, musi się skończyć. Nieskazitelny o wielu imionach musiał iść dalej rozpowiadać słowo Boże... Z myślą o swej podopiecznej dał jej dar reinkarnacji, aby mogli się jeszcze spotkać, jak nie w tym, to w następnym życiu. Pokolenia za pokoleniami, stulecia za stuleciami, ich drogi zawsze się krzyżowały. Jednak po roku 960 Wonka (ówczesne przezwisko Nieskazitelnego) zostawił jej swój sztylet "tak na przechowanie" i od tamtej pory słuch o nim zaginął. Obecnie Ruby krąży po świecie nasłuchując tych, co namawiają do przystąpienia do "Armii Niebieskiej", z nadzieją, iż wśród nich będzie on... Czas spędzony bez niego to czas coraz większej demoralizacji. Efektem tego jest jej obecna profesja.

| Ciekawostki |

Ma problemu od strony demonicznej natury z kontrolowaniem się... Nadmiar estrogenów w niestabilnym, małym ciałku i kłopot gotowy. Zawsze trzymaj w pogotowiu czekoladę białą, bądź mleczną z wiórkami kokosa.

Jakby kogoś interesowało co Rubinka sprzedaje, to jest to jej własna krew. Wstrzyknięta do kogoś innego powoduje efekt jak przy zakochaniu się: uwolnienie się endorfin szczęścia, głupawki, widzenie świata w różowych okularach, itd... Możliwe, iż to może leczyć depresje innych ludzi. Ale co uleczy jej?

| Postscriptum |

Performance w głosie odnosi się do sytuacji z jednego z jej wcieleń jako Salome III kiedy to Ruby wreszcie miała dobrą matkę, lecz za to ojciec ignorował ją jak powietrze żeby potem niezdrowo się nią interesować.


Kingdom of Blood - opowiadania

Od Białego do Shori Biały był poddenerwowany stratą całego kilkugodzinnego i żmudnego zbioru. Nie dał tego po sobie jednak znać, gdy zobaczy...