++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Od Ruby do Apolonii
- Nie do wiary, że znów tu jesteśmy - powiedziała czarnowłosa dziewczyna do swojego kompana.
Kompan, jasnowłosy mężczyzna o krasnych lokach i nordyckich rysach, beznamiętnie bawił się zakurzonym jojo. Na stole naprzeciw nich widać było okrągłą czystą plamę sugerującą, że leżało tam jakiś czas w bezruchu.
- Z tobą i nią jestem tu pierwszy raz - nadal był bardziej zainteresowany zabawą.
- Chodzi mi o to, że tu ją pierwszym razem przywlokłam - sprecyzowała Ruby - I to nie powinno się zdarzyć. Powinnam ją tam zostawić.
Mężczyzna uniósł wreszcie swój wzrok i spojrzał na nią. Jego niebiesko-agatowe oczy wymierzyły ją jako swój cel. Zabawka opadła całkiem, odbijając się od podłogi z tępym drewnianym hukiem.
- Zrobiłaś to, co dobry samarytanin by zrobił. Nie mogłaś przewidzieć na kogo trafiłaś. - podciągnął linkę - Nawet dobrzy lekarze dostają czy gliny dostają pozwy od klientów za uratowanie im życia.
- Pozwy. Ale klienci nie przychodzą do nich i nie zabierają tego co dla nich najcenniejsze.
- Tak, to prawda. Jednak ty też święta nie jesteś. Pobrałaś krew i zrobiłaś z niej użytek bez jej zgody. To jest niemoralne i nielegalne.
- Nie pobrałam, tylko wzięłam to, co już z niej wyleciało. Poza tym jej krew i tak nie smakowała zbyt dobrze. Ludzki posmak zabijał całą anielską harmonię.
- Tylko mi tu nie wyskakuj z dalszym opisem, nie obchodzi mnie to. - mężczyzna wstał - Obchodzi mnie to, byś już tego nie robiła. Nie zbieraj krwi, nie trzymaj zabrudzonych nią przedmiotów, nie interesuj się nią. Wylewaj ją od razu, mopy wyżynaj do kibla, a potem pal.
- Dziękuję za pomocną radę po fakcie - przewróciła oczami.
W pokoju zrobiła się gęsta atmosfera, a stała się jeszcze gęstsza gdy wkroczył do niego sporych rozmiarów facet i zabrał ostatnią wolną przestrzeń oraz wprawił w ruch zastygły w nim kurz.
- Myślę, że jest stabilna.
Mówiąc to, nie zaczekał na reakcje innych. Chrystian natychmiast przeniósł ich do pokoju, który obecnie służył za izbę lekarską. Znajdowało się w nim łóżko wyścielone białymi ręcznikami, szafka, oraz miska z wodą koloru różowego. Na owym łóżku leżała nieprzytomna Apolonie Maschera.
Blondwłosy podszedł do skraju łóżka i przyjrzał się dziewczynie, a także przyłożył dłoń do jej szyi. Tylko trzema odcieniami różniła się bladością od ręcznika, na którym leżała.
- Tętno wyczuwalne, lecz słabe. Po tym wszystkim może mieć niedobór krwi i łagodną anemię. To może sprawi, że będzie się dało z nią porozmawiać. O ile zdoła cokolwiek powiedzieć - ostatnie zdanie wymówił z wyrzutem.
- Dziękujemy za uwagi z podręcznika dla pierwszego roku medycyny - prychnął wielki chłop - Zrobiłem co mogłem. Chcesz dla niej lepszej opieki to wyślij ją do szpitala. A czekaj! Zapomniałem! Nie możesz tego zrobić, bo w teorii nie ma powodu do tego. Zabraliśmy ją z komisariatu tu, a potem cofnąłeś nas w czasie do tyłu. Teoretycznie nic się jeszcze nie stało.
- Cieszy mnie, że pierwszy czasownik odmieniłeś przez pierwszy rzeczownik liczby mnogiej - odparł jasnowłosy ze stoickim spokojem.
- Czy Kornel naprawdę musi tu z nami być? Moim zdaniem im mniej osób wie, tym lepiej.
- Moim zdaniem nie gadaj tyle. - odparł szybko - To, że ona jest nieprzytomna, nie znaczy, że nie podsłuchuje.
Korneliusz podsunął sobie krzesło i usiadł na nim, tuż przy leżącej Lamii. Pochylił się ku jej twarzy. Odsunął kosmyki włosów na bok. Potem dmuchnął na nią.
Ruby i Chrystian spojrzeli po sobie, jednak nie zareagowali. Kornel pokazywał im żeby się nie zbliżali. Dmuchnął na nią jeszcze raz, lekka mgiełka poruszyła krnąbrny kosmyk, który przeskoczył na tył głowy.
~*~*~*______________________________________________________________~*~*~*
TUTAJ NIE KOPIOWAĆ: